Głównym celem wyprawy były oczywiście ryby. Ale jak to w Mongolii bywa, nie da się tylko łowić, skoro można zobaczyć tyle innych, jakże odmiennych dla nas rzeczy.
Co do ryb. To nie prawda, że Mongołowie nie jedzą ryb, łowią i zabijają wszystkie. W jeziorach natomiast stawiają sieci, a ryby sprzedają Chinolom. Stawiają też sieci na zimowiskach ryb w rzekach tarliskach. Okazuje się, że w sklepach, nawet na małych wioskach można kupić błyski i woblery, mongołowie łowią głównie z ręki, ale wędki też czasem mają.
W tym roku lato w Mongolii było bardzo deszczowe i według Muruna, rzeki powinny nieść o połowę mniej wody. Chłopaki głównie łowili na spinning, bo na muchę dopiero się uczyli. Ja miałem tylko muchówki #5,7,9, ale przez wysoką wodę nie mogłem często dostać się do dołków pod skałami. Czasem lepszy był spinning, a czasem mucha, zależało od rzeki.
Ryby były porozstawiane wyspowo. Pojawiały się odcinki, że łowiliśmy kilka sztuk, ale też miejsca, gdzie z jednej rynny wyciągałem kilkanaście i więcej ryb. Co najważniejsze – brania były prawie przy każdym rzucie.
Łowiliśmy w różnych częściach rzek, najczęściej w górno-środkowych biegach.
Naszymi zdobyczami były głównie lipienie i lenoki. Największe lenoki miały ok. 70 cm, a lipienie 48cm.
Największą rybą okazał się złowiony przez Piotrka Taimień 110cm – w ostatnim dniu łowienia.
Rzeki, na których mieliśmy okazję rozkładać nasze wędki to Tamir, Chulut, Somon, Ider, Delgermoron, Eg i kilka mniejszych dopływów. Do tego dochodzą jeziora: Ogi nur i Tsagan nur.
Spływając pontonem widziałem kilka taimieni, w tym sporo 120+, ale stały w tak niedostępnych miejscach, że ciężko było nawet do nich dorzucić. Poza tym uciąg wody był taki, że kotwica z kamienia nie dawała rady.
Artur Pajowski
Nie jestem pisarzem, nie pracuję też w branży artystycznej. Jeśli ktoś mnie pyta co robię to mówię, że sprzedaję nawozy … fakt że sztuczne, ale i tak gdzie mi do pisarza reportażysty. Ale jeśli pojechaliśmy razem i każdy miał jakąś funkcję to jeśli „Synek” karze
W tym roku więcej czasu spędziliśmy w podróży, mniej łowiąc ryby. Natomiast miejsca były wielokrotnie bardziej zróżnicowane. Rzeka Herlen, następnie Onon, Balcz i znowu Onon. Nie było w ogóle lipieni natomiast lenoków w bród, tajmieni trochę mniej, ale nie ma co narzekać, największy okaz miał