W czasach Benedykta Polaka do Mongolii jeszcze odważył się wyruszyć Wilhelm z Rubruk, poseł Ludwika IX, który dotarł do Karakorum również w celu pozyskania chana jako sojusznika przeciw muzułmanom. Wreszcie z Wenecji do Mongolii dotarł Ruy Gonzalez de Clavijo i Marco „Il Millione” Polo, a potem zabrali Marka…
Rozmawiając o Imperium Mongolskim i czasach Benedykta koniecznie musimy wspomnieć Marko Polo – weneckiego kupca i nieustraszonego, wytrwałego podróżnika, który – niedługo po naszym Benedykcie, dotarł na dwór mongolskich chanów i spędził tam – doceniany i goszczony – aż 17 lat! Podróżował jako przedstawiciel chana po całej Azji, dotarł aż na Alaskę a po powrocie do domu, z nudów (w 1298r., gdy siedział w więzieniu genueńskim), w oparciu o swoje notatki z podróży i pobytu w Mongolii, podyktował książkę o egzotycznej Azji. Pełną tak niesamowitych (dla ówczesnych czytelników – niedowiarków) faktów, że bestseller, zamiast „Opisanie Świata” tytułowano „Milion”, czyli tak samo, jak i przezywano autora podejrzewanego o ogromną przesadę i fantazjowanie. Książka była pięknie ręcznie pisana z kolorowymi rycinami i już w tamtych czasach doczekała się setek kopii w różnych językach. Wydrukowano ją w XV wieku w Norymberdze i do dzisiaj jest „klasyką” goszczącą na półkach księgarń.
Była – podobno – inspiracją dla podróży Krzysztofa Kolumba i Magellana.
Zaczęło się od tego, że najpierw kupcy Nicolo i Maffeo Polo (ojciec i stryj naszego bohatera), byli w Mongolii u Wielkiego Chana Chubiłaja i wracając zostali obarczeni przez niego misją – prośbą chana skierowaną do papieża, o przysłanie misjonarzy i uczonych oraz oleju z lampy u Grobu Świętego w Jerozolimie. Ich wyprawa i pobyt w Mongolii trwały od roku 1253 do 1269[1]. Po powrocie do domu długo miejsca nie zagrzali. Z pełnomocnictwem nowo wybranego papieża i jego podarunkami dla chana, dodatkowo zabierając ze sobą Marco – syna Nicolo, po trzyletniej podróży Wenecjanie znowu dotarli do rezydencji chana w K’ajpi’ng-fu. Tym razem pozostali u Mongołów aż do 1295 roku.
Ale – ad rem. Wróćmy do książki[2]. Publikacja jest obszerna (około 700 stron) jak biblia czy encyklopedia. Nie sposób ją nawet streścić. Namawiając do przeczytania całości pozwolę sobie zaprezentować Wam oryginalne (zabawne) drobne jej fragmenty pokazujące niektóre zainteresowania wielkiego, (ale młodego…), weneckiego podróżnika. Nie umniejszające faktu, że książka jest przyjemną i pouczającą rozrywką z cechami pełnowartościowego źródła naukowego, pełnego realizmu i sumiennej dokumentacji.
Rzućmy, zatem okiem na ówczesnych Mongołów i świat początku XIII wieku, dziękując – „MARCUS POLUS VENETUS TOTIUS ORBIS ET INDIE PEREGRATOR PRIMUS”.
CCXX
Tu opowiada się o wielkiej krainie Rosji i jej mieszkańcach
Rosja jest bardzo wielką krainą północną. Mieszkańcy są chrześcijanami i zachowują obrządek grecki. Mają kilku królów oraz własny język. Są to ludzie bardzo nieokrzesani. Ale są bardzo urodziwi, zarówno mężowie, jak i niewiasty, są bowiem całkiem biali i jasnowłosi; mają żółte, piękne, długie włosy. Nikomu trybutu nie płacą, tylko część ich składa daninę pewnemu władcy Zachodu, z którym sąsiadują i mają od wschodu wspólną granicę, jest on Tatarem i zwie się Toktaj. Jemu płacą trybut, ale niewielki. Nie jest to kraj handlu. Trzeba wiedzieć, że mają wiele drogich skór wielkiej wartości; mają bowiem soboli dość i gronostajów, i popielic, i łasic, i lisów pod dostatkiem, najlepszych i najpiękniejszych na świecie. Mają wiele wosku. I to wam jeszcze powiem, że posiadają liczne kopalnie srebra, skąd wiele srebra dobywają. Nic innego nie ma tam do opowiadania, więc opuścimy Rosję i opowiemy wam o Wielkim Morzu i jego okolicach; jakie tam są kraje, jakie ludy.
W Rosji panują największe na świecie mrozy, które zaledwie człek znieść zdoła. I gdyby nie liczne schroniska, tam się znajdujące, nie uniknęliby ludzie zamarznięcia. Schroniska te zbudowane są w ten sposób: zbudowane są z wielkich bali drzewnych położonych w kwadrat jedne na drugie, tak są one szczelne, że między jednym a drugim nic widzieć nie można, szpary zaś zatkane są wapnem i czym innym, tak że wiatr ani zimno tamtędy się nie dostaną. W górnej części dachu mają otwór, którym dym uchodzi z ogniska rozpalonego dla ogrzania. Mają tam bowiem drzewa pod dostatkiem, które ludzie do ognia dokładają, czyniąc wielki stos. I kiedy drzewo zapali się, i dym uchodzi, otwierają górny otwór i tamtędy wypuszczają dym; gdy zaś dymu więcej nie ma, zamykają ów otwór i zakrywają bardzo grubym wojłokiem, pozostaje wielka kupa żaru, która utrzymuje ciepło w schronisku. W części dolnej, to znaczy w ścianie z boku schroniska, jest otwór dobrym i grubym wojłokiem zamknięty, który otwierają jak okno, gdy chcą światło wpuścić i kiedy nie ma wiatru; jeśli jednak jest wiatr, a chcą mieć światło, otwierają górny otwór. Drzwi wejściowe są również z wojłoku…
Tu powiemy wam o jednym zwyczaju, jaki zachowują. Wyrabiają sami najdoskonalsze wino z miodu i prosa, nazywają je piwem i z piwa tego wielkie pijatyki urządzają w ten sposób: zbiera się większe towarzystwo mężczyzn i kobiet, a zwłaszcza szlachty i magnatów, złożone z trzydziestu albo czterdziestu, albo pięćdziesięciu osób, gdzie bywają mężowie z żonami i dziećmi. Takie towarzystwo wybiera sobie króla, czyli starszego, oraz statut ustanawia, mianowicie, jeżeli ktoś słowo nieprzystojne powie albo uczyni coś zakazanego statutem, ukarany zostaje przez naczelnika. Są także tacy, jak byśmy powiedzieli, karczmarze, którzy owo piwo na sprzedaż trzymają. Towarzystwo takie udaje się do tej karczmy i cały dzień spędza na piciu, a pijatykę ową nazywają zdrawica . Wieczorem karczmarze obliczają wypite piwo i każdy za siebie płaci oraz za żonę i dzieci, jeśli tam były. Podczas takiej zdrawicy, czyli pijatyki, pożyczają pieniądze od obcych kupców — czy to z Gazarii, czy z Soldai albo z innych stron — i dają dzieci swoje w zastaw, a jako że pieniądze owe przepijają, tak i dzieci swoje zaprzedają. Białogłowy zaś na pijatyce cały dzień spędzają i nie wychodzą nawet dla załatwienia potrzeby, lecz dziewki im wielkie gąbki przynoszą i tak zręcznie je podkładają, że nikt tego nie spostrzega. Gdy jedna z białogłową rozmawiać się zdaje, druga gąbkę podsuwa i białogłowa, tak siedząc, mocz oddaje do gąbki, a potem dziewka tę gąbkę dobrze pełną zabiera. I tak załatwiają się, ilekroć chcą.
Opowiem też wam coś, co się tam raz zdarzyło. Kiedy jeden taki z małżonką powracał z pijatyki do domu wieczorem, zdarzyło się, że żona przykucia, aby ciecz oddać. Z powodu wielkiego mrozu włosy podudzia przymarzły jej do trawy, tak że kobieta nie mogąc się poruszyć, z bólu krzyczała. Wtedy mąż jej, zupełnie pijany, litując się nad żoną, schylił się i zaczął chuchać, spodziewając się w ten sposób roztopić owo przymarznięcie. I gdy tak chuchał, para natychmiast zamarzła i tak włosy brody wraz z włosami podudzia kobiety zostały unieruchomione, i podobnie ze zbytniego bólu nie mógł się poruszyć, i tak trwał zgięty we dwoje. I musieli czekać, aż ktoś nadejdzie i rozrąbie lód, aby mogli pójść dalej.
Jest to kraj rozległy, sięgający do Oceannego Morza…
LXXXII
Tu opowiada się o Wielkim Chanie [Kubłaj-chanie]
Ma on cztery żony, które uważa wszystkie za żony prawowite; najstarszy syn, od pierwszej z owych czterech żon, dziedziczyć ma władzę po śmierci Wielkiego Chana. Każda z nich nosi tytuł cesarzowej, przywiązany do jej imienia. I każda ma swój odrębny dwór. Każda ma nie mniej niż trzysta panien bardzo pięknych i miłych. Poza tym są liczni służebni rzezańcy oraz wielu dworzan i dam dworu; tak że każda z owych pań ma na dworze swoim około dziesięciu tysięcy osób. I wielekroć Wielki Chan życzy sobie spać z jedną z czterech żon, każe ją sobie sprowadzić albo udaje się do jej pałacu.
Prócz tego ma liczne nałożnice i powiem wam, jak je zdobywa. Należy wiedzieć, że jest jedno plemię Tatarów zwane Ungrat, odznaczające się wielką pięknością; i corocznie wybierają sto najpiękniejszych dziewic owego plemienia i sprowadzają je do Wielkiego Chana. Ludność tamtejsza jest bardzo piękna i biała. I Wielki Chan wysyła tam co dwa lata lub kiedy zechce wysłańców swoich, którzy wybierają mu czterysta lub pięćset dziewcząt wedle oceny piękności oznaczonej przez niego, czasem więcej lub mniej, zależnie od tego, wiele dziewcząt odpowiada przepisom. Po przybyciu na miejsce wysłańcy każą zebrać się wszystkim dziewczętom owej prowincji; i wyznaczeni zostają znawcy do ich oglądania; ci przychodzą i badają wszystkie szczegóły z osobna; a to: włosy, postać, twarz, brwi, usta, wargi i inne członki oraz ich harmonię między sobą i oceniają wartość każdej na szesnaście, siedemnaście, osiemnaście, dwadzieścia lub więcej, lub mniej karatów, zależnie od większego lub mniejszego stopnia piękności. I jeśli Wielki Chan oznaczy wartość tych, które mają mu być przyprowadzone, na dwadzieścia lub dwadzieścia jeden karatów, te mu wedle zalecenia przywożą.
Gdy stawią się przed jego obliczem, Wielki Chan raz jeszcze oceniać je każe przez innych znawców i zatrzymuje dla swego dworu jedynie trzydzieści lub czterdzieści najwyższej ceny, te zostają powierzone każda opiece żony jakiegoś dostojnika, które spać z nimi mają w łożu i pilnie podpatrywać, czy aby nie skryły jakiejś szpetoty pod szatą lub jakiegoś błędu piękności, czy śpią spokojnie i nie chrapią, czy oddech mają czysty i słodki, i czy wolne są od niemiłej woni jakiejkolwiek części ciała. Tak więc damy dworu czuwają nad nimi, śpią z nimi w łożu, aby wiedzieć, czy mają miły oddech, czy są dziewicami i czy są zdrowe pod każdym względem.
A po tak surowym zbadaniu te, które są piękne i dobre, i zdrowe na całym ciele, przydzielone są do służby przy Chanie, jak wam opowiem. Należy wiedzieć, że przez każde trzy noce i trzy dni z rzędu sześć owych panien służy Panu w komnacie i w łożu, i wszędzie, gdzie potrzeba. I Wielki Chan poczyna sobie z nimi wedle woli. Po owych trzech dniach i trzech nocach przychodzi innych sześć panien. I tak przez cały rok co trzy dni i trzy noce zmieniają się te panny po sześć. Jednak gdy jedna grupa pełni służbę w cesarskiej komnacie, druga jest w pogotowiu w sąsiedniej, aby gdy władca czegoś potrzebuje, jak picia lub jedzenia, lub czegoś innego, panny z komnaty cesarskiej poleciły tamtym, co mają przygotować, a te natychmiast rozkaz wykonują; w ten sposób władca usługiwany jest jedynie przez panny, a przez nikogo innego.
Pozostałe panny, których wartość oszacowana została niżej przepisanych karatów, przydzielone są innym panom dworu i kształcą się w gotowaniu, szyciu oraz w innych szlachetnych pracach. A kiedy jakiś szlachcic poszukuje żony, Wielki Chan daje mu jedną z nich z bardzo wielkim posagiem; w ten sposób wydaje je za mąż wszystkie bardzo dobrze. I należy zapytać, czy mieszkańcy tej prowincji nie czują się obrażeni, że Wielki Chan tak im zabiera córki? Zaiste wcale nie, przeciwnie, uważają to za wielką łaskę i zaszczyt i bardzo się radują, iż mają tak piękne córy. że Wielki Chan raczył je przyjąć, gdyż mówią: „Jeśli moja córka urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą i na dobry los, to cesarz najlepiej o jej los dbać będzie i dobrze ją za mąż wyda, czego ja sam uczynić nie byłbym w stanie”.
CXXXV
Tu opowiada się o mieście
[...] Musicie wiedzieć, że tamtejsze dziewczęta ponad wszystko inne są uczciwe i zachowujące klejnot cnoty. Nie gonią, nie hałasują, nie wyskakują ani nie wabią, nie wystają w oknach aby swoje liczka na podziw wystawiać. Nie słuchają nieprzystojnych rozmów, na uczty i zabawy nie uczęszczają, a jeśli się zdarzy, że wyjdą, aby przystojne jakieś miejsce odwiedzić, jak na przykład świątynię bogów lub domy krewnych i rodziców, udają się tam w towarzystwie matki, nie rzucając nieobyczajnie okiem na ludzi, lecz na głowach piękne kapturki noszą, które wzrok im każą w dół kierować, aby idąc widziały, gdzie stąpać mają. Wobec starszych są pełne szacunku; nie rzucają niepotrzebnych słów i nie odzywają się nie będąc pytane. W komnatach swoich przebywają, zajmując się swoją pracą, rzadko pokazują się ojcu, braciom lub dziadkom, nie zwracają uwagi na zalotników.
Jeśli zaś kto chce wydać swą córkę za mąż lub ktoś inny o rękę jej zabiega, ojciec zapewnia starającego się, że córka jego jest dziewicą, co wspólnym układem i umową między ojcem a narzeczonym jest zastrzeżone, gdyż gdyby okazało się coś przeciwnego, małżeństwo byłoby zerwane. Po uroczystym zatwierdzeniu i zawarciu tego układu i warunków prowadzą dziewczynę dla zbadania niewinności do kąpieli, a raczej do łaźni, gdzie udają się matki i krewne jej i narzeczonego oraz pewne matrony z obu stron, osobno do tej czynności wyznaczone, które dziewictwa narzeczonej jajkiem gołębim wpierw próbują. Jeśli zaś niewiasty zastępujące narzeczonego nie są z tej próby zadowolone, jako że środkami lekarskimi można przyrodzenie niewieście zacieśnić, jedna z wyżej wymienionych matron, owinąwszy palec delikatnym i cienkim białym płótnem, umiejętnie wprowadza go w srom i odrobinę rozsuwa błonkę dziewiczą, aby płótno owo nieco krwi splamiło. Gdyż taką właściwość i siłę ma owa krew, że jej plama niczym zmyta być nie może. Gdyż jeśli się zmyje, znak to jest, że dziewka skażona była i krew owa nie jest czystej panny. Jeśli po tej próbie okaże się, że narzeczona jest dziewicą, małżeństwo jest ważne, w przeciwnym zaś razie nie, a ojciec młódki, wedle zawartej umowy, płaci karę w denarach.
I musicie wiedzieć, że dziewice, aby tego cennego panieństwa nie stracić, chodzą tak delikatnie, że jedną nogę przed drugą zaledwie o palec naprzód wysuwają, gdyż często przy zbyt gwałtownym ruchu może się przyrodzenie dziewicze rozerwać.
Przez następne stulecia po czasach Benedykta i braci Polo – aż do początku XX wieku, Mongolia była dla nas krainą odległą i nieznaną. Niezbyt interesującą, nieciekawą, biedną. Była postrzegana jako kolebka nieatrakcyjnych, nie lubianych ludów (patrz choroba Downa zwana złośliwie „mongolizmem”), które – niszcząc i mordując – dotarły do odległych krańców Eurazji! Przez stulecia Mongolia była głównie źródłem historii i legend, kojarzoną tylko jako ojczyzna najkrwawszych najeźdźców, jakich znał świat. Krajem tajemniczego kultu Buddy, częścią swojej boskiej potęgi wcielonego w dostojników lamajskiej hierarchii kościelnej (bogdo gegena i chana), rządzących w Ta-chure (Wielkim Klasztorze). Zaledwie tranzytowym szlakiem wielbłądzich karawan przewożących herbatę i jedwab z ogromnych i bogatych Chin do Wschodniej Azji. Państwem biednych, ciemnych pasterzy, przez stulecia nękanych niewolą przez obcych i własnych panów. Światem, w którym drapieżne ptaki, wilki i psy rozszarpywały pozostawiane na stepie ciała zmarłych zgodnie z obowiązującym wówczas rytuałem pochówku. Krajem, w którym walutą były kostki prasowanej herbaty i obcinane kawałeczki srebra.
Opisy i oceny tamtejszego świata wykonywane przez „poszkodowanych” (lub współcześnie – komunistów) dalekie były od obiektywizmu, prawdy i rzetelności.
Polecam zdjęcia prezentujące urodę Mongołek i ich stroje jak z czasów il Millione…
Już Hunowie handlowali z Chińczykami… Od najdawniejszych czasów mongolskie plemiona koczowniczych nomadów były wręcz skazane na wymianę towarową z ludami osiadłymi. Handel bez pieniądza. Nie mieli wyjścia, bo na stepach nie praktykowano rolnictwa ani rzemiosła i nie znano/posiadano pieniądza. Wprawdzie wymagania stepowych nomadów mieszkających w
[...] Sierpień – wrzesień 2011. To już siedemnasty rok moich wypraw do Mongolii. Tym razem wybrałem się tam samochodem. Jechałem przez Litwę, Łotwę i rosyjską Syberię najpierw północną, potem południową. Przy okazji – po drodze – zaliczyłem jeszcze interesujące, graniczące z Mongolią Republiki Tuwa i
[...] Z Kyzył jest bliziutko – rzut beretem – do granicy Mongolii i przejścia w Taszancie, ale by wjechać do Mongolii, to musieliśmy najpierw cofnąć się daleko na północ, aż do Nowosybirska. Przejechać dodatkowo 1500 km przez całą Tuwę, Kraj Ałtajski i Republikę Ałtaj